Koreańskie
kosmetyki nie są w Szwajcarii tak łatwo dostępne. Tuż po
przeczytaniu książki o koreańskiej pielęgnacji przeglądałam
szwajcarski rynek kosmetyczny w nadziei, że znajdę coś
specjalnego. Poszukiwania trwały wiele miesięcy i niestety
skończyły się niezadowalającym mnie efektem. Znalazłam jedynie
jedną stronę internetową, na której wiecznie jest wszystko
wyprzedane, a uwzględniając koszty wysyłki, całość wzrastała
do sumy, którą należy zapłacić za luksusowe kosmetyki.
Wyobraźcie sobie zatem mój zachwyt, gdy w sklepie, w którym zawsze
robię zakupy kosmetyczne, moim oczom okazały się ONE! Produkty
marki Oh K!, które swoimi uroczymi opakowaniami od razu przykuły
moją uwagę. Nie mogłam wyjść, nie zakupując maseczki do twarzy
i płatków na oczy.
O
marce
Przyznam
szczerze, że dużo czasu zajęło mi szukanie informacji na temat
samej marki. Ostatecznie odkryłam nawet polską stronę, gdzie kupić
można kilka ich produktów (dla zainteresowanych LINK). Oh K! To
marka kosmetyczna, która wprowadziła na rynek produkty inspirowane
Seulem oraz najnowszymi trendami w dziedzinie urody. Tworzy produkty
w uroczych, wyróżniających się opakowaniach, które często swym
wyglądem przypominają zwierzęta. Głównym mottem firmy jest
kreatywność i innowacja. Oh K! można kupić w oficjalnych, licznie
występujących punktach sprzedaży we Francji.
Produkty
W
ofercie marki znajduje się wiele produktów pielęgnacyjnych, jak i
akcesoriów. Poza maseczkami do twarzy istnieją również balsamy do
ust czy dłoni, zmywacze do paznokci oraz płatki na oczy. Marka
posiada szeroką gamę gadżetów i akcesoriów: od malutkich
lusterek, przez kosmetyczki i wilgotne chusteczki, do opasek na włosy
i gumek-sprężynek.
O
produktach
W
moje ręce wpadły dwa produkty. Pierwszym z nich jest zestaw 3
maseczek do twarzy w cenie 12.90 fr. Maska zawiera wodę kokosową,
która ma zapewnić głębokie nawilżenie oraz przywrócić blask
skórze twarzy. Drugim produktem są chłodzące płatki, które mają
niwelować powstawanie worków pod oczami i wpływać kojąco na
zmęczone oczy. Jest to produkt wielokrotnego użytku, za który
zapłaciłam 6.90 fr.
Opakowanie
W
obu przypadkach opakowanie zasługuje na uwagę. Maseczka w kształcie
shake'a z narysowaną słomką oraz z uroczo machającymi raczkami i
wytkniętym językiem podbiła moje serce. Płatki w opakowaniu z
pandą spodobają się zwłaszcza wielbicielom tych zwierząt.
Zakładając je na oczy, wygląda się nieco komicznie, ale w dalszym
ciągu uroczo! Design obu kosmetyków ma wiele elementów
charakterystycznych dla produktów azjatyckich. To zdecydowanie mocna
strona tego typu produktów.
Maska
Coconut Water
Z
ogromną ekscytacją podeszłam do testowania obu produktów.
Kokosowa maseczka wręcz uśmiechała się do mnie (dosłownie i w
przynosi) z mojej kosmetycznej szafki. Ochoczo zabrałam się za
wyciągniecie jednej z trzech masek, które znajdują się w
opakowaniu i niestety lekko się rozczarowałam. Dlaczego? Ponieważ
w środku była najzwyklejsza, biała płachta. Oczywiście nikt nie
obiecywał mi znalezienia cudów, ale przeglądając milion postów o
takich produktach, myślałam, że nie tylko na zewnątrz są tak
urocze. Cóż, musiałam się z tym faktem pogodzić.
Dwóch cech tej
maski nie da się pominąć: płachta wręcz ocieka z nadmiaru płynu,
a kokosowy zapach po otwarciu roznosi się w całym pomieszczeniu.
Dla wielbicieli kokosa, do których mogę siebie zaliczyć, jest to
niewątpliwy plus. Już przy nałożeniu płachty moją uwagę
przykuła kolejna cecha fizyczna produktu. Prawie każda maska w
płachcie, której używałam, była na mnie za duża i w wielu
miejscach musiałam ją składać, żeby w ogóle trzymała się
twarzy. Ta jednak pasowała idealnie, a wycięte otwory pokrywały
się perfekcyjnie z umiejscowieniem organów na mojej twarzy.
Maska
powędrowała na twarz na około 15 minut. Niestety przez ten czas
miałam wrażenie szczypania i podrażnienia, co nie należało do
przyjemnych. Ostatecznie jednak maska nie spowodowała żadnych
szkód. Po ściągnięciu pozostało mi na twarzy sporo resztek,
które nie chciały się samoistnie wchłonąć, dlatego musiałam je
ściągnąć płatkiem kosmetycznym. Efekt końcowy był
zadowalający: przyjemnie miękka twarz, zero przebarwień i kokosowy
aromat, który pozostał na twarzy.
Chłodzące
płatki na oczy
Widząc
tę przeuroczą pandę, wręcz nie można się oprzeć. W opakowaniu
znajdują się dwa żelowe, sporej wielkości płatki na oczy.
Opakowanie – choć z zewnątrz wygląda cudownie – ma w środku
jeden ogromny minus. Platki przytwierdzone są do tylnej ścianki za
pomocą kleju! Rozumiem, że ma to zabezpieczyć przed ich
przesuwaniem się, by zewnętrzny wygląd zachęcał do kupna, ale
nie można było użyć czegoś innego niż klej?
Cała tylna,
wewnętrzna ścianka potwornie się lepi, co nie pozostaje bez wpływu
na sam produkt. Część, którą trzeba przyłożyć do oczu, była
na całej szerokości pokryta klejem, który było bardzo ciężko
usunąć. Nawet, gdy wydawało mi się, że już się go pozbyłam,
moje powieki dotkliwie przekonywały się o tym, że tak nie jest.
Ale wracając do początku opowieści, płatki należy przed użyciem
przetrzymywać w lodówce. Najlepiej jest je tam zostawić przez noc.
Następnie można je położyć na zmęczonych oczach i poleżeć tak
przez 10 minut.
Ze względu na wszechobecny klej byłam zmuszona
używać tych płatków w odwrotną stronę, niż była ona
pierwotnie założona, co … zepsuło mi całą przyjemność ich
używania. Jak możecie się domyślić płatki są zimne, więc w
moim odczuciu dają one taki sam efekt jak przyłożenie zimnej łyżki
do okolic oczu. W dodatku leżenie 10 minut bez ruchu to dla mnie
lekka strata czasu (muszę ciągle coś robić, bo inaczej
szaleję:P), więc w moim przypadku ten zakup raczej do udanych nie
należy.
Czy
opakowanie kosmetyków w dużym stopniu wpływa na Wasze decyzje
zakupu? Jakich kosmetyków w dziwnych lub uroczych opakowaniach
używałyście?