piątek, 3 marca 2017

Projekt Denko - luty 2017

Rok 2017 nie zapowiada się zbyt intensywnie pod kątem zużyć kosmetycznych. Zeszły rok zakończyłam z całkiem sporą liczbą zdenkowanych opakowań. Obecnie istnieje wiele przyczyn, wyjaśniających, dlaczego Projekt Denko wypadł w lutym tak marnie. Po pierwsze przyczynił się do tego wyjazd. Moje pobyty w Polsce są zazwyczaj tak zorganizowane, że nie mam nawet chwili wolnego czasu na wykonanie (innych niż podstawowe) zabiegów kosmetycznych. Na wyjazdy zabieram często mniejsze opakowania nowych produktów, przez co po powrocie mam otwartych kilka kosmetyków tego samego rodzaju. Ich denkowanie wydłuża się zatem w czasie. W ostatnim czasie testowałam również markę Balea, co zajęło mi trochę czasu i miałam równocześnie otwartych wiele produktów. Balea była dla mnie priorytetem ze względu na post podsumowujący (LINK). I wreszcie po trzecie rozpoczęłam leczenie trądziku, które nie pozwala mi na używanie wielu produktów do pielęgnacji twarzy, co automatycznie wyklucza je z Denka. W przyszłych postach tego typu możecie spodziewać się znanych produktów. Odnalazłam kilka kosmetyków, które na stałe zagoszczą w mojej pielęgnacji. Obecnie nie testuję niczego nowego i używam sprawdzonych produktów, by zaobserwować, jakie efekty przynosi kuracja przeciwtrądzikowa. To tyle słowem wstępu. Mam nadzieję, że Denko będzie mimo wszystko nadal chętnie przez Was czytane i znajdziecie w nim ciekawe produkty dla siebie.

Zapraszam na minimalistyczne Denko z lutego!


Legenda:
Kolor zielony – Kupię ponownie!
Kolor pomarańczowy – Zastanowię się nad kupnem / Kupię w innej wersji zapachowej
Kolor czerwony – Zdecydowanie nie kupię!

1) Żel pod prysznic Bebe Young Care Waldbeer Smoothie


W mojej okolicy znajduje się pewien dyskont, gdzie kupić można wiele ciekawych rzeczy o wiele taniej niż w innych sklepach. Mają oni również mały regalik z kosmetykami. Dominują tam oczywiście klasyczne, drogeryjne marki, ale chętnie zaglądam tam w poszukiwaniu jakiś ciekawych nowości. Podczas jednej z wizyt wypatrzyłam ten żel o zapachu owoców leśnych. Mój ukochany jest wielbicielem takich zapachów, dlatego pomyślałam, że kupię go właśnie dla niego. Gdy jednak otworzyłam butelkę i poczułam ten cudowny aromat, nie pozwoliłam mu jej ruszyć! Ze względu na fantastyczny zapach używało mi się go bardzo przyjemnie. Żel dobrze się pienił i jak na swoją cenę był nawet wydajny. Nie przesuszał również skóry, a wręcz przeciwnie – zauważyłam lekkie nawilżenie. Bardzo lubię tak intensywnie pachnące produkty do mycia ciała, dlatego chętnie zdecyduję się na kolejne żele z tej marki.



2) Żel pod prysznic Nivea Men Silver Protect

Mój narzeczony nie rozpaczał jednak nad utraconym żelem. Mógł on w tym czasie skorzystać z produktu od Nivea Men – marki, która dominuje wśród jego pielęgnacji. Ten żel otrzymał on w prezencie świątecznym od mojej mamy wraz z całą gamą produktów Silver Protect, która należy do jego ulubionych. Od kilku dobrych lat używa on antyperspirantów właśnie z tej serii, a ich zapach bardzo mi się z nim kojarzy. Z żelem o takiej woni miał on do czynienia po raz pierwszy i tak jak wszystkie kosmetyki tego typu z Nivea sprawdził się bardzo dobrze. Znajomy zapach, dobra wydajność i skuteczność powodują, że mój ukochany często decyduje się na zakup tych produktów. Wersja Silver Protect na pewno zagości ponownie w jego pielęgnacji.

3) Płyn micelarny do makijażu wodoodpornego Bourjois Paris Special Waterproof

Po kilku próbach udało mi się odnaleźć płyn micelarny, który w 100% spełnia moje oczekiwania do tego typu produktów. Klasyczna wersja Bourjois Paris w fioletowej butelce na stałe zagościła w moim codziennym oczyszczającym rytuale. Szwajcaria niestety nie ma tak dużej oferty produktów BP, dlatego nie znajdę już tutaj charakterystycznej fioletowej butelki. W zamian za to kupić mogę na miejscu wersję, stworzoną do usuwania makijażu wodoodpornego. Ten rodzaj również bardzo dobrze sprawdził się w moim przypadku. Świetnie usuwał makijaż, nie podrażniał skóry ani oczu i nie miał drażniącego zapachu. Demakijaż za pomocą produktów Bourjois jest przyjemny i bezproblemowy, dlatego bardzo je cenię i często po nie sięgam.

4) Żel do mycia twarzy Ziaja Liście Manuka

Z tym znanym produktem marki Ziaja miałam już do czynienia i mogłabym odesłać Was do mojej wcześniejszej opinii, jednak drugie podejście nie okazało się być tak efektywne jak pierwsze. Od wcześniejszego kontaktu z tym kosmetykiem minęło wiele miesięcy i odnoszę wrażenie, że moja skóra przez ten czas nieco się zmieniła, a żel z Ziaji nie działa już tak dobrze. W czasie zużywania tej buteleczki miałam zarówno chwile, gdy byłam z niego zadowolona, jak i takie, które zupełnie mnie od niego odpychały. Przez to używałam dwóch produktów do tego samego celu (drugim z nich jest poniższy żel). Często po umyciu nim twarzy miałam nieprzyjemne uczucie ściągnięcia i przesuszenia, więc obecnie jestem sceptycznie nastawiona do ponownego kupna. 

5) Rumiankowy żel do mycia twarzy Sylveco

Skuszona wieloma pozytywnymi opiniami na temat marki Sylveco postanowiłam wypróbować jakiś produkt na własnej skórze. Wybór padł na rumiankowy żel do mycia twarzy. Moja opinia w tym przypadku nie jest jednoznaczna. Z jednej strony był to produkt, który nie wyrządził mi żadnej szkody. Działał dobrze, jeśli wziąć pod uwagę samo oczyszczanie skóry. Inne jego zadania (zmniejszenie wydzielanego sebum czy odblokowanie porów) raczej przeszły bez echa. Nie było efektu „Wow”, na który (po wielu pochlebnych opiniach) byłam nastawiona. Szalę przechyla zapach żelu, który dla mnie jest nie do przyjęcia i przypomina mi sfermentowane drożdże. Niestety jestem osobą, która musi mieć przyjemność ze stosowania kosmetyków, a ten żel mi jej nie przysporzył.

6) Intensywnie nawilżająca maska do twarzy La Roche-Posay Hydraphase Intense Masque

Do tej maseczki również miałam dwa podejścia. Pierwsze wrażenie nie było na tyle wspaniałe, by dać jej zielone światło. Zdanie zmieniłam po użyciu jej po raz drugi. W ostatnim czasie zmagałam się z okropnie ściągniętą i przesuszoną skórą, głównie w okolicy żuchwy i brody. Grubą warstwę maseczki nałożyłam właśnie na nadmiernie przesuszone miejsca i odczekałam 10 minut. Kremowa konsystencja po raz kolejny nie wchłonęła się, więc musiałam ściągnąć jej resztki wacikiem. Efekt był tym razem bardzo zadowalający. Zniknęły wszelkie suche skórki, które doprowadzały mnie od kilku dni do szału i nie mogłam pozbyć się ich, używając głęboko nawilżającego kremu. Obecnie jestem jak najbardziej na TAK!

7) Maseczka przeciwtrądzikowa Dermaglin

Marka, która dość często krąży po kosmetycznej Blogosferze dotarła również do mnie. W czasie, gdy moja skóra nie była w najlepszej kondycji, postanowiłam po nią sięgnąć. W opakowaniu znalazłam zieloną maź o zbitej konsystencji, którą dość ciężko było mi nałożyć na twarz. Ilość produktu w saszetce była duża i połowa niestety powędrowała ostatecznie do kosza, więc idealnym rozwiązaniem byłoby umieszczenie dwóch oddzielnych maseczek w takim samym opakowaniu. Po nałożeniu produktu czułam nie tylko chłód na twarzy, ale także ściągnięcie i mrowienie. Po 20 minutach maseczka zmieniła się w pękającą przy każdym ruchu skorupkę. Jej ściągnięcie nie należało do przyjemnych czynności. Maź była dosłownie wszędzie i bardzo się rozmazywała. Uporałam się z nią dopiero po kolejnych 20 minutach. Efekt po ściągnięciu był całkiem zadowalający. Twarz była oczyszczona i wyglądała przyzwoicie. Prawdziwy szok przeżyłam dopiero następnego dnia. Rano spojrzałam w lustro i ujrzałam pięknie wyglądającą, zdrową cerę. Zniknęły z niej wypryski, nie miałam również żadnych plam czy zaczerwienień. Twarz wyglądała kwitnąco! Wtedy stało się jasne, że pokochałam tę maseczkę!


8) Maskara Covergirl Lashblast Volume

Maskary Covergirl przykuwają uwagę nie tylko swoim kolorowym designem, ale także higienicznym opakowaniem (nie ma żadnej możliwości, by otworzyć je w sklepie). Tusze do rzęs w Szwajcarii są zawsze drogim wydatkiem – praktycznie nie ma marki, która miałaby w ofercie produkt tego rodzaju za mniej niż 20 franków. Tym bardziej na uwagę zasługują właśnie kosmetyki Covergirl. Pierwszym moim kontaktem z tą marką była pomarańczowa maskara Lashblast Volume i muszę przyznać, że byłam bardzo zadowolona z jej używania. Od samego otwarcia formuła dobrze rozprowadzała się na rzęsach, nadając im podkreślony, aczkolwiek delikatny efekt. Rzęsy zyskały przede wszystkim wydłużenie (objętości nadawała nieco mniej, ale również można było zauważyć taki rezultat). Maskara nie osypywała się i nie sklejała rzęs. W dodatku stosunek jakości do ceny jest bardzo zachęcający i z pewnością nie poprzestanę na jednym produkcie Covergirl.

9) Emulsja unosząca włosy John Frieda Luxurious Volume

Swego czasu słyszałam kilka zachwytów na temat tego produktu. Otrzymałam kiedyś jego próbkę, więc miałam szansę wypróbować go na własnej skórze. Ogromnie cieszę się, że nie zdecydowałam się na zakup pełnowymiarowego opakowania! Jestem posiadaczką grubych włosów, więc może być to kluczowe, jednak ten produkt nie robił na moich włosach zupełnie nic. Zero uniesienia czy objętości. W dodatku zostawiał na nich nieprzyjemne uczucie, jak po nałożeniu lakieru do włosów. Zdecydowanie nie!

II) Często denkowane:

-> Szampon Garnier Fructis Goodbye Damage - LINK



-> Pasta do zębów Elmex Sensitive Plus - LINK



-> Płatki kosmetyczne DM Ebelin - LINK




Znacie te produkty? Używałyście ich?

21 komentarzy:

  1. Miałam 2 pozycje z Twojego denka :)

    OdpowiedzUsuń
  2. super jest ten żel do mycia twarzy! <3

    Zapraszam do mnie: http://roxyolsen.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Przyznam, że niczego nie znam ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dwa produkty są mi dobrze znane! Bardzo długi czas używałam maseczki przeciwtrądzikowej z tej firmy i jest naprawdę genialna! Rzeczywiście tak jak mówisz daje uczucie ściągnięcia, a zmycie jej graniczy z cudem, ale efekty są świetne!
    Odnośnie ziaji... miałam z tej linii tonik i był naprawdę super, poznikały mi zaskórniki z nosa, a twarz wydawała się bardziej promienna. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Maseczka super! Tonik u mnie niestety kiepsko sie sprawdzil

      Usuń
  5. a ja sie polubiłam z tym produktem z ziaja :D za to co do emulsji unoszącej włosy... mam z rego większe opakowanie w formie odżywki i tez nic, strata pieniędzy... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najwidoczniej nie wszystkie produkty JF sa warte uwagi :(

      Usuń
  6. Płyn z bourjois kiedyś uwielbiałam, reszta to dla mnie nowość :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Sporo udało Ci się zużyć ;) Ja się muszę wziąć za przygotowanie denka u mnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Z tych kosmetyków znam tylko żel z Ziaji i ten z Sylveco. Ziaja się u mnie nie sprawdziła, ponieważ mocno mnie wysuszał. Sylveco polubiłam, bo dobrze działał na moją skórę, ale zgadzam się co do jego zapachu - do najprzyjemniejszych nie należy :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Serie liście manuka bardzo lubię. :) W ogóle kosmetyki Ziaji dobrze działają na moją skórę.

    OdpowiedzUsuń
  10. Miałam podobnie z kilkoma produktami Ziaji. Za kolejnym razem nie mogłam dobrnąć do końca 😉

    OdpowiedzUsuń
  11. O, bardzo lubię rzeczy z rumianku :)

    OdpowiedzUsuń
  12. A ja tam bardzo lubię ten żel rumiankowy, zapach jak zapach ale skuteczny :D

    OdpowiedzUsuń
  13. Mam teraz ten żel z ziaji i jakoś też nie za bardzo się z nim polubiłam.
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  14. Ostatnio polubiłam się z produktami Sylveco :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że przyczyniasz się do istnienia tego bloga! ♥

W związku z ustawą RODO o ochronie danych osobowych, informuję, że na tej stronie używane są pliki cookie Google i podobne technologie do ulepszania i dostosowywania treści, analizy ruchu, dostarczania reklam oraz ochrony przed spamem, złośliwym oprogramowaniem i nieuprawnionym dostępem. Komentując, wyrażasz zgodę na przetwarzanie danych i informacji zawartych w plikach cookies.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...