środa, 15 lutego 2017

Z pamiętnika #1 - Kręta droga do wymarzonego mieszkania

Ostatni post z mieszkaniowymi ciekawostkami ze Szwajcarii wzbudził Wasze zainteresowanie i zachęcił Was do dyskusji na poruszone kwestie. Postanowiłam zatem pozostać w tym temacie i opowiedzieć Wam o moich prywatnych doświadczeniach związanych ze zmianą mieszkania. Ten post nie ma charakteru poradnikowego. Chciałabym przedstawić Wam moją drogę do obecnego miejsca, w którym mieszkam, która była momentami bardzo wyboista.

Zapraszam do lektury!


Nie jest tajemnicą, że do Szwajcarii przywiodła mnie miłość. Mój ukochany był już za granicą od jakiegoś czasu, a ja akurat ukończyłam szkołę, więc wspólnie podjęliśmy decyzję o moim przyjeździe. Naszym pierwszym mieszkaniem był malutki blok, w którym znajdowało się 6 mieszkań. To właśnie za sprawą tego mieszkania zaczęłam zastanawiać się, dlaczego w ogóle zachciało mi się wyjeżdżać z kraju. Historie, których tam doświadczyłam były więcej niż absurdalne (jeśli mielibyście ochotę na post o pierwszych miesiącach mojego życia w Szwajcarii, to dajcie znać w komentarzach!). Pomijając wiele niedogodności, których wtedy doświadczyliśmy, dokładając do tego fakt, iż zamieszkiwana przez nas miejscowość, była bardzo mała (znajdował się tam tylko osiedlowy sklepik, kościół i poczta) i jakakolwiek możliwość przetransportowania się do większego miasta była drogą przez mękę, podjęliśmy decyzję o szukaniu nowego mieszkania.



Niedoświadczeni w mieszkaniowych podbojach wysłaliśmy do właściciela mieszkania 3-miesięczne wypowiedzenie, przez co wraz z dniem 31. sierpnia musieliśmy opuścić mieszkanie. Ochoczo zabraliśmy się za przeglądanie ogłoszeń (głównie internetowych). Na pamięć znałam już wszystkie strony, gdzie można było zamieszczać ogłoszenia i doszłam do takiej perfekcji, że widząc zdjęcie mieszkania znałam każdy jego parametr. Co więcej założyłam sobie nawet specjalny zeszyt, w którym zapisywałam wszystkie informacje na temat mieszkania, które nas interesowało, a następnie umawialiśmy się na spotkanie w celi dokładniejszego obejrzenia, na którym te informacje weryfikowałam.



Nasz entuzjazm słabł z każdym dniem, gdy okazało się, że większość mieszkań nie nadaje się do użytku (oglądaliśmy mieszkanie, które znajdowało się dosłownie w piwnicy – bez okien, mieszkanie, które pierwotnie służyło jako lokal gastronomiczny, mieszkanie, które nie miało kuchni, a jedynie kuchenkę elektryczną z jednym palnikiem postawioną w pokoju i wiele wiele innych). Gdy widzieliśmy już mieszkanie, które chociaż w połowie zaspokajało nasze oczekiwania, zazwyczaj było na niego wielu chętnych. Jeden z właścicieli wprost powiedział nam, że jeśli wśród zgłoszeń będzie minimum jeden Szwajcar, to nie mamy szans, co dodatkowo nas załamało.




Czas mijał, a każdy dzień wyglądał dla nas tak samo: telefony do mieszkań wystawionych do wynajęcia, a następnie jeżdżenie po całym regionie w nadziei, że w końcu znajdziemy nasze wymarzone mieszkanie. W naszych poszukiwaniach dotarliśmy nawet do Niemiec! Najgorszy scenariusz zakładał mój powrót do Polski, co nie było dla mnie fascynującą perspektywą, lecz brak pozytywnych odpowiedzi bardzo nas załamał. W końcu pojawił się nowy pomysł. Zbliżał się termin wyprowadzki, a my musieliśmy przecież gdzieś mieszkać. Wybraliśmy się zatem do okolicznych Gasthofow, by spytać o możliwość dłuższego pobytu. Przez ten czas mieliśmy w planach jeszcze bardziej gorączkowo szukać mieszkania. Jedynie w jednym miejscu otrzymaliśmy pozytywną dla nas odpowiedź (po 2-godzinnej debacie) za cenę wyższą niż dotychczas wynajmowane mieszkanie, które swoją drogą do tanich nie należało. Właścicielka tego miejsca wyśmiała nas, gdy spytaliśmy o jakąkolwiek możliwość prania naszych rzeczy i zażądała bezzwrotnej zaliczki. W taki sposób już na początku straciliśmy nieco gotówki, ale byliśmy naprawdę zdesperowani.

Zostały dwa tygodnie do wyprowadzki. Siedziałam już na walizkach i z ledwie funkcjonującym internetem (to była jedna z wielu wad tego mieszkania) w dalszym ciągu szukałam dla nas lokum. Jednym z wielu obejrzanych w ostatnim tygodniu mieszkań okazało się być naszym kolejnym miejscem zamieszkania.

Trafiliśmy do miejscowości, gdzie stoi jedno z największych centrów handlowych w Szwajcarii, więc okolica już mi się spodobała (spacery wśród krów to zdecydowanie nie moje regiony). Obejrzeliśmy kawalerkę (szwajcarskie 1,5 pokoju) i choć nie było tam specjalnie dużo miejsca, to wydało nam się ono wtedy idealne. Złożyliśmy papiery i uwierzcie mi, że płakałam ze szczęścia, gdy otrzymaliśmy 3 dni później pozytywną odpowiedź. Na potwierdzenie musieliśmy jeszcze podesłać kilka dokumentów i wpłacić trzymiesięczny czynsz jako zaliczkę i 1. września mogliśmy się wprowadzać. Odpowiedź przyszła do nas dokładnie 28. sierpnia – pamiętam ten dzień do dziś i chyba nigdy go nie zapomnę. Zaliczka w Gasthofie przepadła, ale mieliśmy mieszkanie!




Po chwili ekscytacji pojawił się jednak kolejny problem. Dotychczasowe mieszkanie musieliśmy oddać 31. sierpnia, a klucz od nowego mieszkania mogliśmy odebrać dopiero 1. września o godzinie 12.00. Moglibyśmy oczywiście przespać się jedną noc w hotelu, ale co zrobić z naszymi rzeczami? Negocjacje w sprawie wcześniejszego udostępnienia nam naszej nowej piwnicy na przechowanie pudeł z rzeczami spełzły na niczym, a nam pozostała jedynie jedna możliwość. W tym miejscu muszę zaznaczyć, że właściciel pierwszego mieszkania nie należał do miłych osób, a w momencie gdy otrzymał od nas wypowiedzenie, zarzekał się, że musimy udostępniać mieszkanie do oglądania każdemu zainteresowanemu o każdej porze i zawsze ma być ono wysprzątane na błysk. Przez okres 3 miesięcy wypowiedzenia nie pojawił się jednak żaden zainteresowany, więc byliśmy pewni, że mieszkanie nie znalazło jeszcze nowego lokatora. Postanowiliśmy pogadać z właścicielem i przedłużyć okres naszego wynajmu o tydzień, na co on z chęcią przystał. Przez tydzień mieliśmy zatem dwa mieszkania i mogliśmy spokojnie się przeprowadzać. Mój ukochany pracował wtedy do późnych godzin i rzeczy przewoziliśmy zazwyczaj w nocy, co o dziwo uszło uwadze sąsiadów.




W końcu mogliśmy pożegnać się z tym miejscem i rozpocząć spokojne życie w Szwajcarii. Ostatecznie cieszę się, że nie otrzymaliśmy mieszkania w mniejszych miejscowościach, które wydawały się nam takie idealne, gdyż miejscowość, w której zamieszkaliśmy ma bardzo dobre połączenie z większymi miastami, a i tutaj mamy sporo możliwości. W tejże kawalerce mieszkaliśmy prawie 3 lata i zupełnie nie przeszkadzały nam jej rozmiary (problem pojawiał się tylko, gdy chcieliśmy kogoś przenocować). Zupełnie nie myśleliśmy o zmianie mieszkania, lecz okazja nadarzyła się sama. Jeden z sąsiadów w naszym bloku wyprowadzał się i szukał kogoś na swoje miejsce. Po wielodniowej debacie i obejrzeniu mieszkania, zdecydowaliśmy się złożyć swoją kandydaturę. 




Biuro nieruchomości poinformowało nas już następnego dnia, że jako mieszkańcy tego samego bloku mamy pierwszeństwo i jeśli jesteśmy nadal zainteresowani, to musimy jedynie znaleźć następcę na nasze dotychczasowe mieszkanie. Podjęliśmy próby szukania takiej osoby, które szybko okazały się być owocne i niedługo później mieliśmy już w ręku dokument z wyznaczoną datą przekazania kluczy. W tym przypadku postąpiliśmy podobnie jak wcześniej: daliśmy sobie tydzień na wyprowadzkę, co również okazało się być dobrym posunięciem. Po otrzymaniu kluczy od nowego mieszkania mogłam je gruntowanie posprzątać i powoli zapełniać je meblami i naszymi rzeczami. Doceniłam wtedy również fakt, że do nowego mieszkania musiałam zjechać windą 3 pietra w dół ;)




Obecnie (od ponad 1,5 roku) mieszkamy w tym 2-pokojowym mieszkaniu i wcale nie zarzekamy się, że zostaniemy tutaj przez najbliższych 10 lat! Wręcz przeciwnie. Myślę, że w ciągu najbliższych 3 lat ponownie zaczniemy poszukiwania naszego idealnego kąta do życia i mieszkania, które z pewnością będzie mieć jeszcze jeden pokój. Czy będzie to historia podobna do pierwszej przeprowadzki czy też łut szczęścia i bezproblemowa akcja jak w przypadku drugiej zmiany miejsca zamieszkania? Czas pokaże.



PS. Zdjęcia przedstawione w poście pochodzą z mojego prywatnego archiwum z lat 2012-2014.

Jest to pierwsza zupełnie prywatna historia, którą publikuję na blogu i nie ukrywam, że jestem niezmiernie ciekawa, jakie reakcje ona u Was wywoła. Tego typu opowieści mam oczywiście mnóstwo, więc tylko od Was zależy czy będzie się ich pojawiać więcej!

A Wy macie jakieś historie z poszukiwaniem mieszkania za granicą lub w Polsce?

15 komentarzy:

  1. Czytałam to z takim skupieniem, że nawet sobie nie wyobrażasz. Ciesze się, że uporaliście się ze wszystkimi problemami, macie mieszkanko większe i czujecie się w nim swobodnie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie, że w końcu udało Wam się rozwiązać problem z mieszkaniem :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Z mieszkaniami to tak jest, że jak się zamieszka to się dostrzega pewne rzeczy, które jednak przeszkadzają. I wydaje mi się, że na ostatnią chwilę zawsze znajduje się najlepsze lokale. ;) mnie niebawem czeka szukanie nowego studenckiego mieszkanka ehh..

    OdpowiedzUsuń
  4. Chętnie poczytam o Twoich początkach w Szwajcarii :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Większość osób w Polsce myśli, że jak się wyjeżdża za granicę, to z dnia na dzień staje się bogaczem z super domem, pracą itp. Może dzięki Twojemu wpisowi zejdą trochę na ziemię :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie wiesz ile razy slyszalam, ze "mieszkajac w Szwajcarii, to juz pewnie jestem bogata i w ogole nie zwracam uwagi na wydawane pieniadze" :P

      Usuń
  6. Ja jeszcze nie szukałam własnego mieszkania. :D Dobrze, że w końcu jakoś się ułożyło i oczywiście życzę wam znalezienia w przyszłości jeszcze lepszego z tym dodatkowym pokojem! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ale mieliście przeboje z tą pierwszą przeprowadzką, dobrze że wszystko się dobrze skończyło :)
    Chętnie poczytam więcej takich historii ;)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  8. Ale historia :)!
    Fajne zdjęcia.

    OdpowiedzUsuń
  9. chętnie poczytam więcej takich historii:)

    OdpowiedzUsuń
  10. O rany jak tam ciężko o mieszkanie, piwnica bez okien? szok <3

    OdpowiedzUsuń
  11. Ciekawią mnie te wiadomości ponieważ od trzech lat moja córka studiuje w Lozannie i tam wynajmuje pokój w dużym przeszło stumetrowym mieszkaniu. Udało nam się je znaleźć po trzech dniach poszukiwań. Właściciel zgłasza chęć wynajmu na uczelnie i tam właśnie dostaliśmy listę mieszkań z kontaktami i ich cennik.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla studentów to bardzo fajny sposób. Z wynajęciem pokoi nie ma tyle zachodu (tak słyszałam), gorzej jest już z całym mieszkaniem ...

      Usuń

Dziękuję, że przyczyniasz się do istnienia tego bloga! ♥

W związku z ustawą RODO o ochronie danych osobowych, informuję, że na tej stronie używane są pliki cookie Google i podobne technologie do ulepszania i dostosowywania treści, analizy ruchu, dostarczania reklam oraz ochrony przed spamem, złośliwym oprogramowaniem i nieuprawnionym dostępem. Komentując, wyrażasz zgodę na przetwarzanie danych i informacji zawartych w plikach cookies.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...