środa, 27 grudnia 2017

4 lata za nami! / Blogowe podsumowanie 2017

27 grudnia 2013 – to właśnie wtedy zdecydowałam się zamieścić pierwszy wpis na tym blogu i choć później nie udostępniałam przez dłuższy czas żadnych treści, to ta data funkcjonuje jako rocznica jego powstania. W tym roku mijają cztery lata, odkąd przeczytać mogliście relację z Mediolanu, która stała się moimi pierwszymi słowami w Waszym kierunku. Ileż w niej niedociągnięć, paskudnych zdjęć i w zasadzie powinnam nazwać go poradnikiem: „Jak nie pisać relacji z podróży w internecie”, ale od niego właśnie się zaczęło. Czasem lubię powracać do tych pierwszych, mało udanych postów, bo ukazują one pewien progres, który nastąpił w moim życiu. Jakby nie patrzeć, czas mojego blogowania ściśle wiąże się z okresem mojego życia, w którym najbardziej się zmieniłam, wydoroślałam, wyrobiłam sobie zdanie w wielu kwestiach. Również dzięki tej stronie przestałam bać się wyrażać negatywne opinie czy moje kontrowersyjne dla niektórych poglądy. Cieszę się zatem, że mogę napisać kolejny urodzinowy post i sama sobie życzyłabym, by było ich jeszcze wiele!

Podsumujmy zatem rok 2017 na blogu!



Rok 2017 wprowadził na blogu pewne zmiany. Głównie dotyczyły one systematyczności zamieszczania wpisów. Od połowy roku (a konkretniej mówiąc od lipca) posty zaczęły się pojawiać w trzy dni w tygodniu: wtorek, czwartek i sobotę. Przy takim założeniu każdego miesiąca udostępniałam zatem 13 wpisów. Wcześniej ta liczba wynosiła 15 -16 postów w miesiącu, lecz o wiele bardziej odczuwałam wtedy brak wolnego czasu. W kwietniu – w czasie mojego ślubu – dwa posty zupełnie wypadły z kolejki. W grudniu pokusiłam się jednak o 24 codzienne wpisy w ramach Blogmasu. Łącznie daje nam to zatem okrągłą liczbę 180 postów w ciągu roku. Czy jesteście pewni, że widzieliście wszystkie? ;)

W tym roku blog przekroczył dwukrotnie magiczne sumy wyświetleń: 200, a następnie 250 tys. ogólnych wyświetleń. W marcu liczba postów na stronie przekroczyła 500, a w październiku 600! Przez ten czas trzy razy udało mi się zabrać za aktualizację menu, a kolejna byłaby już mile widziana, lecz zrobię to dopiero w Nowym Roku.

Wśród wpisów wyróżnić można dotychczas pojawiające się serie, które są Wam z pewnością znane. Tegorocznymi nowościami są serie tj: Z pamiętnika, gdzie przedstawiam Wam historię z mojego życia – taka blogowa wersja popularnych ostatnio storytime, Z archiwum – posty, w których możecie zajrzeć do archiwalnych, nigdzie niepublikowanych wcześniej zdjęć. Opisywałam Wam również postępy w projekcie, który zakładał obejrzenie 100 filmów w rok, a także nasze ślubne przygotowania. Nie tylko na potrzeby bloga, ale przede wszystkim dla samej siebie rozpoczęłam tworzenie kwartalnych planów pielęgnacyjnych, gdzie podpatrzeć możecie, jakich kosmetyków aktualnie używam. Od czasu do czasu mieliście także wgląd do moich przesyłek. Udostępniłam również 6 wpisów podsumowujących. Ostatecznie zakończyłam tworzenie serii Kupione-zapomniane. Pojawiły się dwa konkursy, z czego jeden niestety nie został rozwiązany z powodu zbyt małego zainteresowania.

W roku 2017 pojawiło się 66 nowych obserwatorów, a moje konto Google+ zainteresowało kolejnych 51 osób. Liczby to jednak nic! Najważniejsze jest dla mnie to, że  jesteście! Chciałabym podziękować wszystkim „starym” i nowym czytelnikom, tym, którzy systematycznie i od czasu do czasu komentują posty, osobom, które zaglądają na moje instagramowe konto. Wasza obecność jest dla mnie najlepszym kopniakiem do działania i motywatorem! Ślę duże serducho w Waszym kierunku ♥


A teraz chciałabym zaprosić Was do przeglądu najlepszych postów w tym roku.

Jak co roku poniżej znajdziecie po dwa najlepsze wpisy z każdego miesiąca. Pierwszy z nich to post o największej liczbie wyświetleń, drugi – najchętniej komentowany. Jeśli macie ochotę powrócić do tych wpisów, wystarczy, że klikniecie w nazwę.

STYCZEŃ















LUTY
























MARZEC



















KWIECIEŃ




























MAJ














CZERWIEC
















LIPIEC
























SIERPIEŃ




























WRZESIEŃ




















PAŹDZIERNIK














LISTOPAD
















GRUDZIEŃ 

Blogmas #13: pogadanka ze śniegiem i choinką w tle | Coś pysznego: Ślimaki z makiem


















Czy któryś z tych postów zapadł Wam szczególnie w pamięci? 

sobota, 23 grudnia 2017

Coś pysznego #38 - Jabłkowe ciasto z przepiśnika babci

Święta już tuż za rogiem, a ja w ramach przedostatniego wpisu chciałabym podzielić się z Wami przepisem na przepyszne ciasto. Pochodzi on z przepiśnika mojej babci i należy do jednego z bardziej lubianych przeze mnie ciast z jabłkami. Jest to smak takiego typowego, domowego placka z mojego dzieciństwa i nie mogłam sobie odmówić jego przyrządzenia na tegoroczne Święta. Przepis jest szybki i prosty, więc jeśli ktoś chce jeszcze upiec jakieś świąteczne ciasto, to polecam te!

Ciasto z jabłkami


Składniki:
4 – 5 jabłek
4 jajka
1 szklanka cukru
1 szklanka oleju
2 szklanki mąki
1 torebka cukru waniliowego
1 łyżeczka proszku do pieczenia
opcjonalnie cynamon
cukier puder do posypania


Wykonanie:

Obrać jabłka, wydrążyć gniazda nasienne. Pokroić je na cienkie plastry (16-stki).
Oprószyć jabłka cynamonem (można pominąć ten krok, jeśli ktoś nie przepada za cynamonem) i odstawić.
W dużej misce ubić jajka. Stopniowo dodawać cukier, cukier waniliowy i olej.
Dodać przesianą z proszkiem do pieczenia mąkę.
Mieszać do połączenia składników.


Dodać jabłka do masy i delikatnie wymieszać łyżką.
Ciasto przełożyć do wyłożonej papierem do pieczenia tortownicy i piec przez 40 – 50 minut w temperaturze 180 stopni (Jeśli dodasz 5 jabłek, musisz liczyć się z wydłużeniem czasu pieczenia – min. 50 minut. Najbezpieczniej jest sprawdzić ciasto przy pomocy patyczka).
Przed podaniem oprószyć cukrem pudrem.
























Przepysznych Świąt!:)

piątek, 22 grudnia 2017

Perfekcyjny kącik nieperfekcyjnej Pani Domu - Kilka trików przydatnych w czasie Świąt i nie tylko.

Wasze przygotowania świąteczne z pewnością zostały już rozpoczęte. U mnie ten tydzień rozpoczął się od świątecznego sprzątania, a kończy się naturalnie pichceniem samych pyszności. Ciasta w piekarniku, lodówka pełna i jak z tym wszystkim dać sobie radę? Jeśli tak jak ja jesteś gospodynią tegorocznych Świąt, być może pomocnym będzie Ci mój post, który stworzyłam w zeszłym roku (LINK) pod idealnie pasującym tytułem Jak nie zwariować w Święta. Dzisiejszy wpis będzie niejako dopełnieniem, kolejną częścią tamtych porad, a dotyczyć będzie podstawowych trików kuchennych, które używam w kuchni nie tylko w czasie świątecznym.

Patent na dużą ilość chleba

W czasie Świąt naturalnie wszystkie sklepy są pozamykane i Szwajcaria nie jest tutaj wyjątkiem. Zazwyczaj zaopatrujemy się w tym czasie w duże ilości chleba, jednak chcemy by był on przez cały ten czas świeży. Ja zawsze zamrażam chleb i wyciągam go odpowiednio wcześniej. Po rozmrożeniu będzie on równie świeży, a jeśli będziemy go mrozić w ręczniku papierowym nie straci swojej chrupkości.

Szybkie odświeżenie pieczywa

Jeśli z kolei bułki czy chlebek nie są już tak bardzo świeże, możemy włożyć je na chwilę do rozgrzanego piekarnika. Po wyciągnięciu będą cieplutkie, świeże i pyszne. Idealne na śniadanie.
























Gotowanie makaronu

Ugotowanie makaronu zazwyczaj nie stanowi dla nikogo trudności, lecz niektóre makarony mają tendencję do sklejania się. By tego uniknąć, dodaję zawsze odrobinę oleju do gotującej się wody.

Pomocna drewniana łyżka

W czasie Świąt wszystkie palniki są rozpalone do czerwoności, a niejednej rodzinie przydałaby się druga kuchenka. Zazwyczaj wykonujemy także sporo zadań w jednym czasie, dlatego najlepiej byłoby nie przykładać tak bacznej uwagi do gotujących się w garnkach potraw. Zresztą jak wiadomo nie od dziś, jeśli kontrolujemy garnek, to nic złego się z nim nie stanie, a wystarczy, że spuścimy z niego wzrok i zawartość kipi! By zabezpieczyć się przed taką sytuacją, wystarczy położyć na brzegach garnka drewnianą łyżkę. Da nam ona trochę czasu na opanowanie sytuacji, nie wyrządzając większych szkód.
























Jajka

Święta to okres, w którym jajka schodzą na potęgę! Sama zaopatrzyłam się w cztery tuziny, a w głowie mam ciągle myśl, czy czasem ich nie za mało. Najgorsza sytuacja, która może nas spotkać w trakcie świątecznych wypieków, to trafienie na nieświeże jajko. Cała nasza praca na marne i musimy rozpoczynać od początku. Dlatego warto jest skontrolować jajko przed jego użyciem. Jednym ze sposobów jest potrząśniecie nim – jeśli słyszymy odgłos i czujemy przemieszczanie się żółtka w środku, jajko nadaje się do wyrzucenia. Drugi sposób to zanurzenie jajek w wodzie. Gdy któreś z nich unosi się na wodzie, oznacza to, że nie jest świeże.


Nitka w cieście?

Jeśli przygotowujesz ciasto i zamieszasz przepołowić biszkopt na pół w celu np. przełożenia go kremem, bądź masą przyda Ci się nitka. Spytasz po co? Ułatwi ona proste przecięcie biszkoptu. Biszkopt należy delikatnie naciąć dookoła nożem, następnie w powstałe nacięcie (od strony najbardziej od nas oddalonej) włożyć nitkę w ten sposób, by powstała pętla i delikatnie pociągnąć. Biszkopt będzie idealnie równy.

Lodówka na balkonie

A na koniec najbardziej powszechna metoda przechowywania potraw w okresie zimowym, z której ja zamierzam w tym roku korzystać, tak długo jak tylko się da. Jeśli tylko pogoda na zewnątrz zbliża się do 0 stopni wyrzucam większe potrawy: sałatki, bigosy, ciasta na balkon. Przyda mi się to zwłaszcza teraz, gdy na Świętach przy stole pojawi się 5 osób, a nie jak do tej pory dwie.

A jakie są Wasze kuchenne triki?

sobota, 16 grudnia 2017

Werona w podróży #4- Szczęście do rusztowań

Wiem, wiem. Pewnie nadal czekacie na śnieżne zdjęcia i relacje z bardziej zimowych wyjazdów, ale jak mogę zostawić naszą podróż w tak niedokończonym stanie? Zauważyłam, że Werona jest bardzo pozytywnie przez Was odbierana i czytam mnóstwo opinii, że chcielibyście tam pojechać. Czy jednak uważam, że faktycznie jest to miejsce, któremu warto poświęcić swój urlop? Odpowiedzi szukajcie w tym poście!

Relacja z Werony #3



Jeśli uważnie śledzicie moje wpisy z Werony, wiecie, że ostatnim miejscem, przy którym się zatrzymaliśmy był Kościół San Fermo i pomnik Umberto I, obok którego wkroczyliśmy w rząd typowych dla Włoch, wąskich uliczek. Część budynków pięknie oświetlały łagodne promienie słońca. Możecie również zauważyć, że poniedziałkowy ranek to nie czas na wychodzenie z domów – ulice były zupełnie wyludnione.





Takim sposobem dotarliśmy do pozostałości rzymskiej bramy o nazwie Porta Leoni. Dość łatwo ją pominąć, gdyż stanowi ona jedną ze ścian budynku. Dzisiejszą nazwę zawdzięcza ona dwom lwom, które niegdyś znajdowały się w tym miejscu (następnie przeniesiono je w okolice mostu Navi). W wewnętrznej części bramy znajduje się pierwotny szkic, z którego możemy się dowiedzieć, jak wyglądała wcześniej. Miała ona bowiem dwie fasady i wieże. Obecny stan przedstawia jedynie połowę pierwowzoru.

-> Porta Leoni, Via Leoni 1




























Warto przyjrzeć się również wykopaliskom, które znajdują się tuż obok, a które obrazują pierwotne podłoże miasta.

























Kierując się dalej tą drogą, kupiliśmy kilka pamiątek w charakterystycznym, przydrożnym sklepiku o nazwie L'Arena.


Następnie minęliśmy budynek biblioteki, a przed nim postać mężczyzny, łapiącego się za kapelusz.


Nie sposób zwiedzać Weronę i nie zajrzeć pod balkon Julii. To wręcz przymusowy punkt wycieczki po tym mieście. Ten wyjazd ukazywał jednak na każdym kroku nasz wrodzony pech. Bo jak inaczej nazwać sytuację, w której największe atrakcje miast, do których się wybieramy, są akurat w remoncie?! Moje przeczucia mnie nie myliły...



Wejście na dziedziniec prowadzi przez wąski tunel, a ten z kolei oblepiony jest karteczkami i pomazany na całej długości. Wygląda to niestety dość obskurnie - mimo że są to wyznania miłosne.



Gdy dotarliśmy pod balkon, naszym oczom ukazało się rozkładane rusztowanie. No nie! Znowu ta sama historia? Całe szczęście balkon Julii znajduje się na pewnej wysokości, a postawione barierki nie utrudniały jego sfotografowania. Oczywiście mogłam wrzucić tylko te udane zdjęcia i nie wspominać o całej remontowej akcji i pewnie nikt by tego nawet nie zauważył, ale koniecznie musicie zobaczyć widok, który nas przywitał (ostatnie zdjęcie).

-> Dom i balkon Julii, Via Cappello 23


Brutalna rzeczywistość 


Sam dziedziniec jest malutki, a praktycznie całą jego połowę zajęły materiały budowlane. We wczesnych godzinach porannych (stanęliśmy na nim około godziny 10:00) było tam niewiele osób, więc nawet nie musieliśmy stać w kolejce, by sfotografować posąg Julii bez towarzystwa. W poniedziałek również to miejsce otwarte było od popołudnia, tak więc nie pozostało nam nic innego, jak powrócić później, by zwiedzić wnętrze budynku.

By nie wprowadzać zamieszania i nie opisywać kilkukrotnie tych samych miejsc w kilku postach, chciałabym jednak opisać Wam to miejsce już dziś.



Godziny otwarcia:
poniedziałek: 13:30 – 19:30
wtorek – niedziela: 8:30 – 19:30

Bilety wstępu:
dorośli – 6 euro
dzieci i młodzież: 1 euro

Wolny wstęp dla posiadaczy VeronaCard, seniorów powyżej 65 roku życia, mieszkających w Weronie i niepełnosprawnych wraz z opiekunami.

Istnieje możliwość kupna biletów łączonych i zniżkowych w określonych miesiącach (do wglądu na stronie internetowej).

Powracając tam po około 5 godzinach, wręcz zaniemówiliśmy. Z jednej strony zobaczyliśmy połowę dziedzińca, która była pełna ludzi i ciężko było przemieszczać się po nim. Z drugiej strony sławny balkon był w całości zakryty. To było szczęście w nieszczęściu! Dziękowałam sobie, że spodziewając się dużej ilości turystów, postanowiłam stworzyć trasę w ten sposób, by zajrzeć tam przed godzinami otwarcia. Gdybym tego nie zrobiłam, nie miałabym szans uchwycenia na zdjęciu balkonu. Co prawda odczułam mały smutek, bo jakoś podświadomie marzyło mi się zdjęcie pt: „Wcielam się w rolę Julii i pozuję z balkonu”, ale umówmy się, że mogło być o wiele gorzej.

Widok na zakryty rusztowaniem balkon. Po kilku godzinach był on już zupełnie niewidoczny.


O dziwo większość turystów ograniczała się jedynie do potarcia piersi Julii (co dla mnie, prawdę powiedziawszy, jest dość obrzydliwe), więc wchodząc do środka budynku, stanowiliśmy nieliczną grupkę zwiedzających.

Zaraz, moment! Ale co właściwie znaleźć można we wnętrzach budynku, nazywanego Domem Julii, skoro sama postać została wymyślona? Średniowieczny budynek zamieszkiwała rodzina Dal Cappello, od której nazwiska nazwano całą ulicę, a jej godło wyryte jest w na dziedzińcu. To właśnie wnętrza domu tej rodziny podziwiać możemy w środku. W mentalności społeczeństwa i turystów funkcjonuje jednak mocne przekonanie, że jest to dom szekspirowskiej Julii.



Samo wyposażenie pokoi jest bardzo skromnie i zazwyczaj znajdują się w nim jedynie 2, 3 meble. Parę krzeseł, stary kominek, obraz na ścianie i okropnie trzeszczące schody. To całość naszego zwiedzania. A przepraszam! Jeden z pokoi został ucharakteryzowany na sypialnię Julii, gdzie można było podziwiać jej suknię i łóżko, w którym baraszkowała z Romeo.






Niezwykle romantycznym aspektem zwiedzania jest jedno z pięter domu, na którym istnieje możliwość wyznania uczuć swojemu ukochanemu poprzez maila bądź listownie.



Tuż przy wyjściu stoi oryginalna statua Julii. Postać z dziedzińca jest zaledwie reprodukcją, która udostępniona została do macania przez turystów.


Przyznajcie, to dość skromnie, jak na tak znaną atrakcję turystyczną. Wymagający turyści mogą się czuć nieco niepocieszeni, zwłaszcza jeśli nie mogą zajrzeć na balkon...

Jedną z mniej znanych atrakcji Werony jest nieczynna fontanna, która stanowiła niegdyś miejsce spotkań zakochanych. Od Domu Julii znajduje się ona w odległości kilku kroków, lecz trzeba jej nieco poszukać, gdyż ukryta jest wśród dziedzińców. 

-> Pozzo dell'amore, Vicoletto cieco Pozzo San Marco



Uliczki Starego miasta Werony są pełne sklepików, lodziarni i miejsc z pysznościami. Aż momentami trzeba odwracać wzrok, by nie powrócić z urlopu z 10 kilogramami nadbagażu. 







W takim towarzystwie trafiliśmy na plac Erbe, na który zaproszę Was następnym razem.

Czy Wy też tak często natrafiacie na rusztowania i inne prace remontowe na urlopach? Czy tylko ja mam takie szczęście?
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...